Schodami do nieba – czyli zdobywamy Gęsią Szyję.
Niedziela
18 czerwca. O 700 ruszył autobus, za kierownicą nieoceniony Zdzisiu.
Rozgadaliśmy
się, bo przecież nie widzieliśmy się 2 tygodnie, a tu naraz hamuuuuujjjjj!
O
mało co w Nawojowej Górze na przystanku zostawili byśmy zdziwioną Misię. Potem
już jedziemy bez zbędnych hec, narzekając tylko na pogodę. W trasę wyruszamy z
Wierchu Poroniec. Dochodzimy do Rusinowej Polany, położonej między Gęsią Szyją
a Gołym Wierchem, na grzbiecie łączącym Tatry z pogórzem Bukowińskim.
Cóż,
we mgle udało się tylko dostrzec ogromnego kruka i słychać było beczenie
owieczki.
Po
utworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego uznano, że wypas bydła i owiec
stanowi zagrożenie dla roślinności i wprowadzono zakaz wypasu. W 1981 r.
przewrócono wypas owiec, a zgodę na wypas otrzymał Stanisław Rychtarzyk.
Blisko
polany, na Wiktorówkach, znajduje się Sanktuarium Maryjne. Za namową Zbyszka
poszliśmy tam we czwórkę, choć droga w dół była karkołomna. Ale warto było
zobaczyć przepiękną drewnianą kaplicę, powstałą w miejscu, gdzie około 1860 r.
14 letniej pasterce Marysi Murzańskiej ukazała się „ Jaśniejąca Pani” oraz
napić się wody o cudownej mocy ze źródełka wypływającego ze skały. Chwila
zadumy nad losem taterników- tak wiele
znanych nazwisk wypisano na murze okalającym źródełko. A potem napiliśmy się
gorącej herbaty przygotowanej tradycyjnie dla turystów, podrapaliśmy za uszkiem
rudego kota pilnującego porządku i tą samą ścieżką wróciliśmy na Rusinową
Polanę.
Przed
nami Gęsia Szyja. Ale dlaczego taka dłuuuuga? A jej głowa w chmurach? Przed
nami setki schodów z bali drewnianych. Wyzwanie podjęte. Trzeba na tę górę
wyjść. Szkoda tylko, że Tatr nie widać. Cóż, pogoda siła wyższa. Wyszliśmy na
szczyt (1489 m .).
Potem już cały czas w dół. Przechodzimy przez 2 pomosty przerzucone na
bagnistych łąkach i skręcamy na czerwony szlak. Przechodzący turyści
ostrzegają: uważajcie, bo ślisko. Ślisko nie było, ale mokro! Padające deszcze,
zamieniły górskie ścieżki w rwące potoki. Chciało się zaśpiewać : „hej z
kamienia na kamień, hej przeskakuje sroczka”, ale jak się na kamień nie
trafiło, to jak określił Zbyszek „buty trochę nawilgły”. A potem zobaczyliśmy
spienione wody Wodogrzmotów Mickiewicza i huczący Potok Roztoka.
Po
krótkim marszu mogliśmy odpocząć w schronisku PTTK im. Wincentego Pola w
Dolinie Roztoki. Pierwsze schronisko wybudowano w tym miejscu w 1876 r. Obecny
budynek powstał w 1913 r. w wyniku przeniesienia starego schroniska w bardziej suche miejsce.
Jeszcze
kawałek drogi i doszliśmy do Palenicy Białczańskiej. Tam czekał na nas autobus.
W
drodze powrotnej „Zdzisiowa rozgłośnia
autobusowa” nadawała melodie romantyczne, nostalgiczne i takie z humorkiem.
Chmury rozwiał wiatr, zaświeciło słońce i za szybami
naszego
wesołego autobusu pojawiły się przepiękne góry.
No
i co? Było świetnie jak zwykle.
I
jak zwykle widzimy się na następnej wycieczce.
Teresa Rokicka
zdjęcia: A. Rokicki, A.Bulicz |