edną
wielką niewiadomą było czy ten wyjazd dojdzie do skutku, ale udało się.
Zrealizowaliśmy plan może nie w stu procentach bo z wiadomych względów
większość obiektów była zamknięta, ale za to w super komfortowych
warunkach, bez tłumów i przy sprzyjającej pogodzie. Co prawda po drodze
padała, lało, grzmiało, ale opatrzność nad nami czuwała , wszędzie gdzie
wysiadaliśmy z autokaru ołowiane chmury rozstępowały się , a słońce
mniej lub mocnie przygrzewało. W Świebodzinie słońce już na dobre
opanowało niebo i postać Chrystusa Króla Wszechświata zaprezentowała nam
się skąpana w promieniach słonecznych. Na wszystkich ta monumentalna
rzeźba mierząca 36 metrów wysokości zrobiła wrażenie, po krótkiej sesji
zdjęciowej ruszyliśmy w dalszą drogę. Ośrodek wypoczynkowy EDEN w
Wisełce, w którym mieszkaliśmy podczas naszego pobytu na ziemiach
zachodniopomorskich przywitał nas iście wakacyjną pogodą. Po
obiadokolacji wszyscy poszliśmy nad morze ścieżką prowadzącą przez las
tak uroczy jaki może być tylko nad morzem. Po parunastu minutach
spaceru naszym oczom ukazał się widok zapierający dech w piersi, ten
lazur nieba z białymi obłokami na tle nadmorskich sosen, to wzburzone
morze pełne białych bałwanów i piaszczysta plaża , to wszystko
wynagrodziło trudy podróży. Wszyscy zażywali słonecznej kąpieli a
nieliczni ci odważniejsi także i morskiej. Do ośrodka wróciliśmy dopiero
po zachodzie słońca. Następnego dnia w towarzystwie profesjonalnego
przewodnika pojechaliśmy zwiedzać Szczecin. Wiele by można o tym mieście
opowiadać, a to że jest miastem zielonym, że łatwo się po nim poruszać
bo ma szerokie ulice, to że ma niespotykany gwiaździsty ich układ, czy
też o stoczni która straszy i niszczeje, ale mnie zawsze się będzie
kojarzył z zapachem czekolady i dwustuletnimi „striptizerkami” wokół
Jasnych Błoni (te striptizerki to tak nazywane przez ogrodników platany).
W sobotę pojechaliśmy do Berlina i tu dopiero zobaczyłam zielone
miasto. Wszędzie pełno drzew, parkingi dla samochodów tak obsadzone
drzewami, że wydawały się parkami. Nasz przez wszystkich polubiony
przewodnik barwnie i ciekawie opowiadał i pokazywał nam najciekawsze
obiekty w Berlinie. W mojej pamięci w niczym nie umniejszając innym
obiektom na zawsze pozostanie Pomnik Ofiar Holokaustu w swojej wymownej
prostocie i Plac Poczdamski z ultranowoczesnym kompleksem
architektonicznym. Dzień był długi i męczący, ale kolejny dzień to
niedziela, dzień wolny, przeznaczony na zregenerowanie sił . Ale żeby
tak całkiem nie rozleniwić się to na wieczór zaplanowaliśmy integrację
przy ognisku. Gdyby nie to, że nazajutrz trzeba było wcześniej wstać,
bo kolejna wyprawa nas czekała , to pewnie imprezowalibyśmy do świtu.
Rano wszyscy jak zwykle punktualni, w bardzo dobrych nastrojach, żądni
przygód ruszyliśmy zwiedzać wyspę Wolin i Cesarskie kurorty. W
Międzyzdrojach spacerujemy parkiem zdrojowym pełnym kolorowo kwitnących
kompozycji, Aleją Gwiazd dochodzimy do molo, zachwycamy się , zdjęciom
nie ma końca, wszystko wokół nas jest zachwycające. Robimy sobie
przerwę, żeby poczuć się jak gwiazdy w wielkim kurorcie. Musimy się
zadowolić własnym widokiem , innych gwiazd nie widzimy , więc jedziemy
dalej . Świnoujście - podziwiamy najszerszą plażę, biały młyn, kolejna
fotka , przejazd ulicami , tym razem ciasnymi i zatarasowanymi
dojeżdżamy na prom, przeprawiamy się na drugą stronę, jedziemy do
cesarskich kurortów Ahbeck, Heringsdorf i Bansin dawnych uzdrowisk
cesarskich. W Heringsdorf spacerujemy najdłuższym w basenie morza
Bałtyckiego drewnianym molo, kosztujemy lokalnych przysmaków. Do ośrodka
wracamy na obiadokolację, zajęcia w podgrupach, spacery nad morze,
zachwycamy się dopisującą nam pogodą. We wtorek czeka nas następna
wycieczka, znowu przeprawa promem, tym razem jest mniejsza kolejka,
szybciej i sprawniej przedostajemy się na drugą stronę. Jedziemy do
Stralsundu miasta położonego nad cieśniną oddzielającą Rugię (największą
wyspę Niemiec) od stałego lądu. Stralsund to jedno z najbardziej
urokliwych miast we wschodniej części Niemiec, które zostało wpisane na
listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Tu również kosztujemy
regionalnych przysmaków słynne fishbrotschen , popijając
sztyrtebeken-em. Pełni wrażeń wracamy do ośrodka, by nazajutrz nacieszyć
się urokami Wisełki, mamy wolny dzień na leżing, pleżing i co kto chce.
Czas się pakować i wracać do domu, co się zaczęło musi się skończyć.
Wszyscy zadowoleni, z niedosytem, chętnie by jeszcze zostali, ale
niestety tylko jednej parze się to udaje, pozostali muszą wracać. Nasza
wyprawa wakacyjna jak wszystko przeszła do historii. Będziemy ją miło
wspominać.
Teresa Ślusarczyk
zdjęcia A. Rokicki |